wtorek, 23 czerwca 2015

1. (Nie)perfekcyjne życie.

        Otworzyłam oko. Najpierw jedno potem drugie. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku i odwróciłam możliwie jak najdalej od telefonu. Mówiłam już że najgorsza rzecz jaka przytrafia się ludziom to poranne wstawanie? Po chwili znowu usłyszałam ten przerażający dźwięk. Usiadłam, podrapałam nerwowo rękę, głęboko przy tym ziewając. Nie znosiłam rano wstawać ale moje samopoczucie jest lepsze gdy wstanę o 9 rano, nie o 12. Rozejrzałam się po pokoju. Biel, biel i odrobina fioletu. Lubiłam jasne i przestronne pokoje. Podreptałam do łazienki. Wiedziałam że jeżeli dowlokę się pod prysznic to odżyje. Nie myliłam się. Teraz byłam gotowa odsłonić rolety.
        - O cholera.. - wymsknęło mi się. Za oknem nie było śladu słońca. Czarne chmury przysłoniły moje piękne, błękitne niebo i cudownie żółciutkie słoneczko. Nienawidziłam takich dni. Szybko przeszłam przez suszenie i układanie włosów. Potem tylko trochę podkładu, kreska i tusz. Byłam prawie gotowa. Jeszcze tylko trzeba było coś na siebie narzucić. Weszłam do garderoby wielkości małego boiska i zaczęłam myśleć. Nigdy nie umiałam się ubrać idealnie ale za to lubiłam te ubranka kupować. Ave czuła się w tym pokoju jak w raju. To ona miała ten talent do dobierania odpowiedniego wizerunku. 
        Zeszłam do kuchni. Zostałam tam jedynie Roberte, czyli naszą gosposie a zarazem kucharkę. Ma 49 lat, jest miłą i sympatyczną kobietą. Włosy ma upięte zawsze w ciasny kok i ubrana jest zawsze w ciemno granatowy sweterek. Mieszka na poddaszu razem z sprzątaczką. Jest w naszym domu od 15 lat i zna mnie lepiej niż moja własna matka.
        Usiadłam na stołeczku barowym i po chwili miałam już podany sok pomarańczowy, jabłko i musli z jogurtem. 
        - Dziękuje Roberto - uśmiechnęłam się do kobiety, ta odpowiedziała mi skinieniem głowy.
        - Rodzice już wyszli? - zapytałam wkładając łyżkę jedzenia do buzi. 
        - Pan Olivier nie wrócił na noc, podobno miał ważne spotkanie i zasiedział się w biurze. Widziałam tylko jak wchodził na górę jakąś godzinę temu. Za to pani Victoria szykuje się do wyjścia - automatycznie posmutniałam. Nie dość że pogoda się psuje to jeszcze to. Jest weekend, w końcu wolne od szkoły,  w końcu miałam nadzieję na spędzenie z mamą chociaż trochę czasu. Ostatni czas wspólny z rodzicami był rok temu kiedy zabrali mnie ze sobą na delegacje do Francji. Wieczorne spacery po mieście i kolacje w eleganckich restauracjach. Oczywiście większość czasu spędzałam sama ale nawet ten zwykły wspólny wypad po świeże rogaliki z czekoladą i jedzenie ich nad Sekwaną przepełniały mnie ogromnym szczęściem. Niestety te czasy minęły i nie wiem kiedy wrócą. 
        - O kochanie, dobrze że jesteś - odwróciłam się na dźwięk tak dobrze mi znanego głosu. - Dzisiaj wieczorem organizujemy z tatą przyjęcie z okazji podpisania kontraktu z Włochami. Twoja obecność jest dla nas bardzo ważna i proszę weź ze sobą Matta. A i szpilki są obowiązkowe - dodała widząc moją minę.
        - Nie ma sprawy ale mamo czy jutro będziesz miała wolne? Otworzyli spa niedaleko centrum i mają ciekawą ofertę. Pójdziemy tam? Proszę - zapytałam z nadzieją w oczach mimo że w środku wiedziałam co usłyszę.
        - Kochanie niestety teraz po podpisaniu tego kontraktu mam dużo pracy. Weź Ave i Lily ze sobą. Ja już wychodzę. Wieczorem mam kolacje z tatą wiec wrócimy późno - ucałowała mnie w czoło, chwyciła tosta i wyszła. Nastała bardzo dziwna cisza. Nie miałam już ochoty na jedzenie musli więc wzięłam tylko jabłko i bez słowa wyszłam z kuchni.  
Pobiegłam do swojego pokoju. Chwyciłam torebkę i aparat i zeszłam do garażu. Po drodze sprawdziłam telefon. Dwa nieodebrane połączenia od Matta i trzy wiadomości:


Kotku czemu nie odbierasz? Wiem że nie spisz.


~ Matt



Kotku ja lecę na mecz. Całuski :*


~ Matt

        Tak, Matt był moim chłopakiem od pół roku. Mieliśmy wiele wzlotów i upadków jednak kochałam go i chyba nie potrafiłabym bez niego żyć. Potrafił mnie rozbawić, zabrać w romantyczne miejsce, dbać o mnie. W jego towarzystwie czułam się dobrze. Owszem czasem zdarzało się przyłapać go na kłamstwie lub dwuznacznej sytuacji ale wybaczałam mu to. Nie umiałam inaczej. Odpisałam mu parę słów i otworzyłam ostatnią wiadomość:



Ana! Wstałaś śpiochu? Ja lecę na trening.


Chciałam Cię tylko zapytać czy może
pójdziemy jutro do tego nowego spa?
A i nie mogę się doczekać dnia kiedy
wywołasz te zdjęcia.
Love you <3 
~ Lily 



        Co za ironia losu. Owszem chciałabym usłyszeć pytanie o spa, tylko że od swojej mamy. Ale skoro nie miałam żadnych innych planów nie pozostawało mi nic innego jak tylko się zgodzić. Zdjęcia o których mowa w wiadomości zrobiłam jakieś dwa może trzy miesiące temu kiedy byłyśmy na imprezie w Desire. To był jedyny przypadek kiedy Lily całowała się ze Scottem. Miałam wywołać je dość dawno temu no ale cóż, jakoś to przeżyje. 
        Wsiadłam do mojego nowego, kochanego audi (prezent na 16 urodziny od rodziców) i wyjechałam na drogę. Wiedziałam dokładnie gdzie teraz chce być. Nie chciałam być ani z Mattem, ani z Ave, ani z Lily. Chciałam mieć rodziców. By byli ze mną. Czułam się tak jakbym nie miała cząstki siebie. Jakbym była sama. Mimo przyjaciół i chłopaka czułam się cały czas sama. Przecież nikt nie rozumie bardziej niż własna matka. Nie zostawi cię bo byle jakiej kłótni. Zawsze będzie, ale dla mnie nigdy jej nie było.. Była tylko jedna osoba która mnie tak głęboko rozumiała. 
        Po 20 minutach byłam na miejscu. Wysiadłam z samochodu i wzięłam aparat do rąk. Wiedziałam że w domu nikogo nie będzie, no może z wyjątkiem Kate i osoby której szukam. Otworzyłam drzwi. Dom był równie imponujący jak mój. Jednak bardziej w stylu śródziemnomorskim. Brakuje tu tylko winnicy. 
        - Iaaann!! Wstawaj śpiochu! - w przeciwieństwie do mnie mój przyjaciel spał do tego czasu póki go ktoś nie obudził. 
        Nie słysząc żadnej odpowiedzi wbiegłam na górę i otworzyłam drzwi do pokoju. Jego pokój też był przeciwieństwem mojego. Tonacja kolorów sięgały od ciemnego granatu, poprzez jadowitą czerwień do najciemniejszego odcienia szarości. Poza łóżkiem na którym bez problemu zmieściłyby się cztery osoby stały tu jeszcze 2 ogromne fotele, telewizor plazmowy, konsola do gier, biurko i gigantyczna szafa. Tak, to było królestwo Iana.
        Widząc śpiącego chłopaka wdrapałam się na łóżko, zwinęłam w kłębek i wsłuchiwałam w jego oddech. To był mój rytuał kiedy tylko odwiedzałam go bez zapowiedzi i znajdywałam pochrapującego w łóżku. Wiedziałam że nie minie pięć minut a on się obudzi. Miał magiczną zdolność wyczuwania czyjejś obecności podczas snu.
        - O Annie, cześć. Która godzina? - miałam rację. Patrzyłam jak się przeciąga i lustruje mnie wzrokiem.
        - Parę minut po 11 
        - O to masz farta bo Nina wyszła jakieś 3 godziny temu. Co za noc. Nie uwierzysz ale...
        - Dobra, dobra oszczędź mi szczegółów waszej intrygującej nocy. Potrzebuje pogadać. Ogarnij się i spotkamy się na balkonie ok? - zapytałam wstając z łóżka. Nie czekałam na odpowiedź, wiedział że nie odpuszczę i że nie ma wyboru. 
        Weszłam na balkon i wyciągnęłam z torebki papierosa. Lubiłam zapalić od czasu do czasu, mimo że ostatnio zdarzało mi się to coraz częściej. Ale czułam jakbym z tym dymem wyrzucała z siebie to co dręczy, to co boli. Matt tego nie znosił. Usiadłam na hamaku i czekałam. Po chwili pojawił się Ian zakładając koszulkę na wilgotne jeszcze ciało. Jejku jaki on jest seksowny. To chyba nic złego że fantazjuje o swoim przyjacielu mając chłopaka prawda? Żałowałam jedynie że Matt nie jest tak zbudowany jak on. Chłopak podszedł do mnie i również zapalił. Jednak różnicą było to ze Ian palił regularnie.
        - Skoro masz problem to czemu nie widzisz się z tym blondasem? - Ian nie znosił Matta. Zresztą z wzajemnością. Dokładnie nadal nie wiem dlaczego ale podobno pokłócili się i to ostro i w pierwszej liceum. 
        - Jest na treningu. Poza tym to ciebie potrzebuje a nie jego. I przestań być taki podły i odpuść sobie ciągłe najeżdżanie na niego bo to się robi nudne. Będę z nim czy ci się to podoba czy nie.
        - Rany, Annie czy ty na prawdę nie widzisz.. - urwał widząc moje spojrzenie. Chyba stwierdził że nie ma po co tego ciągnąć bo i tak nie wygra. Byłam zbyt uparta.
        - Dobra, mów o co chodzi.
        - Ian bo.. czy tobie nie brakuje rodziców? Siedzą cały rok nad tym wybrzeżem we Francji i pojawiają się tutaj tylko na święta.
        - Wiesz czasem to jest trudno, chciałbym o coś zapytać, coś pokazać, poradzić się ale chyba się już przyzwyczaiłem. Wiem że gdzieś tam są i będą. Z drugiej strony dobrze jest tu żyć praktycznie samemu. Mogę spać ile chce, no o ile taki jeden wredny robal mi na to pozwoli, mogę robić co tylko chce bez praktycznie żadnych zasad. No ale przecież twoi rodzice są tutaj więc co jest nie tak? - zapytał i spojrzał na mnie. Wyrzucił pozostałość po papierosie i usiadł obok mnie.
        - Owszem są tutaj ale czuje się tak jakby ich w ogóle nie było. Widzę się z nimi w przelocie rano bądź wieczorem i czasami w ciągu dnia. Nasze rozmowy dziennie nie przekraczają długości dziesięciu minut. Potrzebuje czasu spędzonego z nimi - po policzku poleciała łza. Otarłam ją szybko w nadziei że Ian jej nie zobaczy.
        - Oj maluchu, ale masz mnie, Ave, Lily i blondasa. Nigdy nie jesteś sama. Tak samo jak ja. Znam Cię już pół roku i jesteś jak otwarta książka, więc i tak wiem kiedy płaczesz - przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Poczułam się dobrze. Mimo że nie potrafił ze mną rozmawiać wiem że mnie rozumiał. Jako jedyny. 
        - Dobra koniec. Muszę nauczyć się z tym żyć. Pomożesz mi? - zapytałam robiąc maślane oczka. Moje pomysły nie są do końca racjonalne a Ian o tym chyba już doskonale wiedział.
        - A jak ta pomoc niby ma wyglądać?
        - Muszę zrobić coś szalonego.. hmm.. upijmy się.- na mojej twarzy pojawił się nie mały uśmiech. Reakcja chłopaka całkowicie mnie zaskoczyła, ponieważ nie miał nic przeciwko.
        - No dobrze, dzisiaj wieczorem tak? Możemy pójść do Desire. 
        - Nie, nie wieczorem. Teraz. 
        - Co?! Jest dopiero południe trochę za wcześnie nie uważasz? Zamiast pić to urządźmy sobie mini kino u mnie w domu. Zadzwonisz do dziewczyn, blondasa, ja do chłopaków i Niny - uśmiechnął się do mnie i odebrał mi aparat. Zaczął robić mi zdjęcia kiedy moja twarz wyrażała dezaprobatę. Miałam do wyboru albo namawiać Iana na picie co pewnie źle by się skończyło i nie dotarłabym na przyjęcie rodziców albo zgodzić się na jego jakże nudny pomysł. A może dałoby się pogodzić oba pomysły?

        - No dobra. Widzimy się za jakiś czas. Pa maleńki - roześmiałam się, posłałam mu całusa i wyszłam.


***

        Zgarnęłam dziewczyny po drodze. Oczywiście musiałyśmy się wrócić do domu bo Ave uważała że wyglądam koszmarnie i nie mogę się tak pokazać przy innych. Siłą włożyła na mnie żakiet i obcisłe dżinsy. Usiłowała też zmusić mnie do szpilek ale ten pomysł udało mi się wybić jej z głowy. Na miejsce dotarłyśmy spóźnione o 40 minut. Lily jak zwykle w luźnej bluzie i wytartych dżinsach. Jej Ave jeszcze nigdy nie udało się namówić na zmianę stroju. Za to nasza wyrocznia mody wyglądała jakby się urwała z wybiegu. Szpilki i sukienka z idealnie dobranymi dodatkami. 
        W domu Iana byli wszyscy. No prawie. Z wyjątkiem mojego Matta który utkną na treningu. Mecze, treningi i ta cała piłka nożna pochłaniały mu prawie każdy wolny czas. No ale cóż. Obojętnie jak bardzo bym chciała nie umiałabym wybić mu tych okropności z głowy. W dodatku że miałam pewne podejrzenia o branie dopingów. Ian ustawił 3 sofy w pobliżu ogromnej plazmy z czego jedną z nich zajmował całując się z Niną. Rany.. ja nie wiem co on widzi w tej paskudnej, z krzywymi nogami, idiotce której głównym problemem jest złamany paznokieć. Może właśnie widzi to że ona nie ma prawdziwych problemów z którymi musi się zmagać. Scott, w sumie to James ale do niego każdy zwracał się po nazwisku, razem z innymi kolegami Iana próbował zrobić jakieś przekąski i bez alkoholowe drinki. Głupota. 
        - Kurde, Annie! Mówiłaś że będzie fajna impreza, morze alkoholu a nie nudne oglądanie po raz 50 Transformersów - Ave spojrzała na mnie z ogromną frustracją na twarzy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
        - No cóż, to akurat był głupi pomysł Iana który czasem chyba nie myśli. Ale czy nie uważasz że oglądanie filmu nie stanie się bardziej.. hmmm... fajniejsze gdy z bez alkoholowych drinków zrobią się alkoholowe? - powiedziałam wyciągając z torebki 2 butelki wódki.
        - Trzeba dolać je po kryjomu do tego picia. Tak żeby Ian nie zauważył bo wtedy pozabija mnie a was na końcu za udział w spisku.
        Lily znała mnie na wylot. Już szła w kierunku Scotta z bajeranckim uśmiechem i zagadywała go jak tylko mogła. Może nie wychodziło jej to perfekcyjnie ale za to osiągnęła cel. My w tym czasie do ogromnych dzbanków dolałyśmy wódki. Przybiłyśmy sobie piątkę i poszłyśmy nalać każdemu naszego magicznego napoju. Po obejrzeniu Transformersów każdy był już w wesołym nastroju. Miałam już nie dużo czasu do imprezy rodziców. Musiałam przecież jeszcze powiedzieć Mattowi. 
        - Cholera! Muszę lecieć. Rodzice robią dziś przyjęcie i mam iść z Mattem a on jeszcze nic nie wie. Pojadę do niego. Wytrzeźwieję i będę gotowa. Paaaa! - pożegnałam się z nimi i nie czekałam na reakcje z ich strony. Wyszłam i  zamówiłam taksówkę, przecież nie mogłam prowadzić po alkoholu. Przy najmniej spotkanie z przyjaciółmi pomogło mi zapomnieć o problemach. Czekając na taksówkę próbowałam się dodzwonić do Matta. Bez skutku, a przecież skończył już trening.
        Taksówka przyjechała po paru minutach. Nie długi czas po tym byłam już pod domem Matta. Dzwoniłam dzwonkiem ale nikt nie otwierał. Pociągnęłam klamkę i drzwi ustąpiły. Dziwne, na ogół drzwi są zamykane. Przeszłam przez hol i biegiem weszłam po schodach. Drzwi do pokoju mojego chłopaka był otwarte. Delikatnie je popchnęłam...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz